5/100 - niespodzianka!

21 listopada 2014

Czy tylko nam ostatnie pięć dni upłynęło pod znakiem deszczowej, zniechęcającej do wszystkiego pogody? Nie dało się nawet wyjść na dłuższy spacer, żeby parę razy zachęcić psa do zabawy. Powroty do domu oznaczały ciągnący się za nami ślad błota. Niskie temperatury sprawiają, że zamiast spacerować, jak najszybciej biegniemy do domu, tym bardziej, że obydwie jesteśmy ciepłolubne. Pies sam po załatwieniu najważniejszych potrzeb truchta do domu, wobec tego albo ćwiczymy mało, albo w domu to, co ćwiczyć możemy. Pogoda zdaje się mówić nie pójdzie ci wcale tak łatwo z tą setką, o nie! ;)



To, co zadziało się w środę nie powinno wyjść na światło dziennie. Naprawdę. Wyszłam z psem na spacer, a pies nic. Ani me, ani be, bawić się nie chce, ucieka ode mnie, patrzy na mnie z miną jesteś najgorszą właścicielką pod słońcem. Podbiegał i się wycofywał, z obrzydzeniem na pysku. Sprawa się szybko wyjaśniła - na bucie miałam psią niespodziankę. A że piesa moja elegancka, to się z człowiekiem-gównem bawić nie będzie...
W czwartek piesa została odchudzona o ¼. Nowa szczotka zapożyczona od Heaven spisała się doskonale, chociaż jestem przerażona ilością kudłów Fibi. Bo po dwugodzinnym czesaniu psa od góry do dołu, od dołu do góry, od lewej do prawej, od środka do lewej i tak dalej, wciąż mogłabym siedzieć i wciąż wychodziłoby z niej tyle samo białego puchu. Litości! Dobrze, że nie gubi tego po dywanach i kanapach!

~ * ~

PONIEDZIAŁEK 17.11 - PIĄTEK 21.11 
✓ nasza relacja: kiedy siadam w piątek i przypominam sobie poniedziałek, widzę sporą poprawę! Na początku tygodnia Fibi nawet nie chciała do mnie przybiegać, kiedy kucałam i ją wołałam. Natomiast w środę sama zgłosiła się na mizianie, a przez pół piątku marudziła i próbowała zwrócić na siebie uwagę. Przez jednych takie jęczenie z pewnością nie jest pożądane - dla mnie to bardzo dobry znak. Pies mnie spostrzegł. Od pięciu lat mnie z własnej woli nie widział. Co ciekawsze, sam wychodzi z inicjatywą zabawy. W głowie Fibi chyba zakiełkował zalążek współpracy... ;)
✓ kontakt wzrokowy: psa się powoli uczy, że jak wystaje mi coś dziwnego z kieszeni kurtki, to warto się na nią pogapić, wykazać trochę inicjatywy i wzrokiem wyperswadować chociaż krótkie poszarpanie się tym tajemniczym pluszakiem! Zaczyna łapać kontakt wzrokowy nawet na dworze, ale nie jest jeszcze wpatrzona we mnie jak w obrazek. Jednym uchem wciąż jest "na spacerze". Łatwo się rozprasza - nie udaje jej się wiercić mnie wzrokiem przez minutę czy dwie w oczekiwaniu na to, że rzucę jej zabawkę. Szczeknięcie z daleka, niezależne od nas, łatwo wytrąca mi psa z koncentracji.
✓ zabawa w domu: nie mamy z tym już żadnych problemów - w czwartek i piątek zabawa szarpakiem stanowiła nagrodę za dobrze wykonane sztuczkowe ćwiczenia. Poza tym w domu staram się z nią nie bawić, żeby na dworze miała pretekst do uzupełnienia niedosytu.
✓ zabawa na dworze:  pluszak z Biedronki rządzi. W poniedziałek Fibi pozytywnie zaskoczyła mnie, gdy na chwilę zainteresowała się psem, który także wyszedł na spacer, ale z dziwną łatwością dało ją się z powrotem zachęcić do zabawy. Byłam fajniejsza niż napotkany kundel! Pierwszy raz w życiu chyba ;) W pozostałe dni pogoda wcale nie zachęcała nas do dłuższych wyjść, więc skupiłyśmy się na pracy w domu. 
✓ przywołanie = zabawa bez trzymanki: puszczam smycz i zachęcam psa do zabawy - łączę poprawę relacji z nauką chodzenia bez smyczy. Bardzo pomaga mi to w nauce przywołania/odwołania. Zaszczepiając psu w głowie myśl, że fajnie jest się bawić, prościej mi będzie nauczyć ją przybiegania na zawołanie z szarpaniem jako nagrodą. Obecnie Fibi angażuje się w zabawę i podczas samych psot mogę spokojnie smycz puszczać. Gorzej z samym przywołaniem. Jesteśmy na etapie dobra, dobra, przybiegnę jak mi z oczu znikniesz i spanikuję, że Cię nie ma...
✓ sztuczki: czwartek to dzień trzymania ołówka. Idzie nam to bardzo dobrze, ale staram się psu nie stawiać zbyt dużych wymagań. Na chwilę obecną szlifujemy puszczanie przedmiotu na komendę, a nie wypluwanie ołówka wedle własnego uznania. Sukcesy na tym polu baaardzo nas cieszą i z pewnością przyczyniają się do pogłębienia wszelkich pozytywnych uczuć. Piątek spędziłyśmy na nauce krzyżowania łapek. Metodę na naukę tej sztuczki znalazłyśmy u Natalii. Oczywiście okazało się, że metoda, która działa na każdego psa, na mojego działać nie chce, bo to pies specjalnej troski jest i wymaga osobistych dostosowań. Bo to kaloszek, który w pracę na smaczki angażuje się całym swoim sercem! I tak gdy proszę o jedną łapę, dostaję dwie. Tylko do cholery z czym je skrzyżować? ;) Czasem dostaję zamiast jednej łapki, to pysk. Albo pysk i łapkę. Albo pysk, łapkę i ślinę. I uśmiech od ucha do ucha, bo to świetna zabawa jest. ;) Dziś skupiłyśmy się tylko na odróżnieniu łapy prawej od lewej i jednej od dwóch.
✓ aport: wyszedł zupełnie przypadkowo. Rzuciłam psu zabawkę w nagrodę i nagle okazało się, że mam psa, który ogarnia jednocześnie chodzenie i trzymanie czegoś w zębach. Mało tego, wchodzi z tym do windy i przechodzi przez próg mieszkania. Odkryłam nową funkcję mojego kaloszka!

~ * ~

Przez 100 dni pisząc posty co takiego robiłyśmy trzy dni temu pewnie wymięknę za jakieś dwa tygodnie, dlatego pytanie do mniej lub bardziej zaangażowanych odbiorców: o czym jeszcze chcecie posłuchać? ;)