15/100 - drugie wcielenie Fibi

01 grudnia 2014


W tym tygodniu odpuściłyśmy sobie sztuczki i jakieś intensywne prace nad naszymi celami. Ostatnie parę dni upłynęło pod znakiem futra. Futra wszędzie. Futra w łazience, futra na skarpetkach, futra w oczach. Idziesz do kuchni, a tam futro. Otwierasz lodówkę, futro. Rozpakowujesz po raz pierwszy serek - FUTRO. A jutro też będzie futro... ;)

Ludzie mają to do siebie, że bardziej lubią mieć, niż nie mieć. W tym lubieniu potrafią zrzędzić i kombinować na wszystkie sposoby, byle tylko ich plan wyszedł na wierzch. A najbardziej ludzie lubią mieć pieniądze. Bo choć podobno pieniądze szczęścia nie dają, to jednak pełen portfel uszczęśliwia bardziej niż portfel pusty. I tak człowiek, dzień w dzień zastanawia się i głowi jak zaoszczędzić i chytrze zaciera rączki, jak uda mu się urwać trzy grosze z siatki jabłek. Ale typowy Polak to coś więcej. Typowy Polak nie oszczędza trzech groszy. Typowy Polak najchętniej oszczędziłby 100% i miał 100% usługi. Chodzi i narzeka - że to za drogie, że znowu zapłacił 40zł w sklepie, a jak cudownie byłoby zapłacić 10... Przecież nie kupił nic wielkiego! Takie tam, masło, mleko, no i... kilogram winogron, ale to drobiazg... i jeszcze osiem batoników, wszystkie dla siebie oczywiście! Albo weźmy taką sytuację: psuje się w domu kran. Zdarza mu się. Nie codziennie. Raz na parę lat. Normalny człowiek dzwoni po hydraulika. Typowy Polak powie ja ze szwagrem naprawię, zakasa rękawy i zabierze się sam do reperowania, jakby był fachowcem z dziesięcioletnim stażem.

Niestety, chyba ostatnio mnie taki wirus typowego Polaka dopadł i postanowiłam zaoszczędzić na psim fryzjerze. Westie mają to do siebie, że nie mają sierści, a włosy, co wiąże się z regularnym ich trymowaniem, czyli wyrywaniem martwych kudłów. No i co, ja nie zrobię? :)

tak, to na czole to sos, ale pies upiera się, że kuchni nie odwiedzał i ryjka pod talerz nie podtykał

Pewna swoich możliwości zaopatrzyłam się w maszynkę*, szampon i nożyczki. Wcześniej pożyczyłam bardzo, bardzo przydatną szczotkę do wyczesywania martwego włosa, dzięki której pozbyłam się znacznej części westikowego pierza, szczególnie z szyi i końca grzbietu. Stanowisko przygotowane, narzędzia i pies gotowe do pracy - zaczęłyśmy. "Horror" trwał ok. 3 godziny z parunastoma przerwami na mizianie, zabawę, relaks i siku :) 

W momencie uruchomienia maszynki wyszło na jaw, że mimo moich manualnych zdolności, do bycia operatorem maszynki trzeba mieć jakieś specjalne kwalifikacje. Ale Polak da radę, Polak z każdą próbą nabierze doświadczenia!

Przez brak sensownych nożyczek (tnące 1 włos co 10 cięć i rozkręcające się co minutę), które pierwotnie miały pomóc mi dokończyć dzieło, końcowy rezultat jest wynikiem pracy nietnących degażówek oraz najzwyklejszych nożyczek do.. papieru. No i maszynki, którą miałam w ręku po raz pierwszy. Bo przypominam, Polak i tak potrafi, Polak da radę, Polak zaoszczędzi, wywalczy o swoje i jeszcze na tym skorzysta! 


Chociaż nasze przygody brzmią strasznie, pies na tym nie ucierpiał. Wręcz przeciwnie, spodobało jej się, bo bardzo często bawiłyśmy się w przeróżny sposób. Był czas na rozprostowanie kości i pobieganie za szarpakiem, na reaktywację nosa i poszukanie ukrytych smakołyków oraz na wyciągnięcie się na nogach Pani przed telewizorem. Jestem pod wrażeniem cierpliwości i wyrozumiałości tego psa i szczerze współczuję jej właścicielki, która zrobiła z niej nie do końca opierzonego kurczaczka.



~ * ~

Są rzeczy, które w tym tygodniu zawniedbałyśmy, ale to stała część posta, więc jak może jej nie być? :)
✓ nasza relacja: pies mnie już co prawda nie ignoruje i przybiega z chęcią i merdaniem miniogonka jak ją wołam, ale odkryłam nową rzecz do wypracowania: jak się przyklei do jakiegoś zapachu, to ciężko ją od niego odwołać. Zapachy wciąż są silniejsze i z racji terrierowatości Fibi, ciężko mi będzie stać się fajniejszą od nich. Czasem reaguje na odwołanie od zapachu w domu (np. na butach) i z radością do mnie przybiega, jednak bardzo często (np. w windzie) zdarza jej się, że przyklejenie nosa do ściany uważa za ciekawsze niż kontakt ze mną. Jakieś pomysły?
✓ przywołanie: zimno jest, to człowiek chowa ręce w kieszeni... razem ze smyczą. Niewygodne to ani dla mnie, ani dla psa, więc gdy wiem, że nie ma nikogo w pobliżu, pozwalam psu siknąć "samodzielnie" i pomaszerować trochę za mną. Prawie na każdym spacerze staram się choć na chwilę ją spuścić i popracować nad przywołaniem. I wciąż nie wierzę, że ten pies przybiega. ;)
✓ sztuczki: parę dni temu odłożyłyśmy trzymanie rzeczy w pysku. Dziś wspólnie sobie tą sztuczkę przypomniałyśmy. Fibi nie zapomniała, o co w trzymaniu ołówka chodzi. Nie zapomniała też, że trzymanie ołówka wiąże się z nagrodą, więc sama po niego ochoczo sięga ;) Od kolejnej sesji skupiamy się na wypuszczaniu przedmiotu na komendę, a nie własne widzimisię. Idzie baaaardzo powoli..
✓ zabawa w domu = frisbee: chyba możemy się już pochwalić, że ze sporą jak na kanapowca chęcią Fibi rzuca się w kierunku dysków (rzucanych po podłodze, nie łapie ich w pysk) i równie chętnie je przynosi. Mały problem leży w tym, że czasem przynosząc dysk, stanie sobie na niego łapą... No i jest problem, bo chęci do ruszenia do przodu są, a możliwości brak. ;)

*środowisko westie kamieniuje każdego, kto westika nie trymuje, ale mój pies jest specjalnej troski i zabiegi upiększające zostały dostosowane do jej psychicznych możliwości ;)