50/100 - pożegnanie 2014

03 stycznia 2015



Jesteśmy w połowie wyzwania, przez które brniemy niemalże 50 dni, ponadto świętujemy nadejście nowego roku. Idealna okazja, by przypomnieć sobie nasze osiągnięcia i porażki. A może pamiętacie z pierwszego posta naszą małą rozpiskę tego, co chcemy osiągnąć? Najwyższa pora przyjrzeć się jej i co nieco podsumować! :)

Uwaga: post dla wytrwałych. Dla mniej cierpliwych - mnóstwo zdjęć :)
A na końcu... wspomnienie Świąt, czyli prezenty!

~ * ~

17 listopada zaczęłyśmy przygodę z blogowaniem, która pomogła nam usystematyzować nasze mini treningi. Myśl o tym, że gdzieś tam ktoś siedzi i czeka na kolejnego posta motywowała mnie do chwycenia za kliker, wzięcia garści smaczków i rozpoczęcia kilkuminutowej sesji. Gdyby nie Wy... :)

✔ POPRAWA RELACJI opiekun-pies: naszym celem była swobodna zabawa zabawkami zarówno w domu, jak i na dworze. Drugim krokiem było uczynienie z tego nagrody, by nie faszerować grubaska smaczkami. I mogę śmiało powiedzieć: udało się! Fibi ma swój ulubiony szarpak, z którym się nie rozstaje. Wypadła z niego cała watolina, porwał się i śmierdzi, ale Fibi gotowa byłaby za nim wskoczyć w ogień. Dzięki temu zgodnie z planem ograniczyłyśmy ilość pochłanianych smaczków i wyciągamy je tylko przy nauce nowych sztuczek, bo pies baaardzo je lubi i baaardzo się na nie nakręca. Motywacja wzrasta do 200%, chociaż często kosztem myślenia :)

Zaczęłam poważniej myśleć o trzymaniu psa pod swoim dachem i zapoczątkowałam wspaniałą więź pomiędzy mną, a Fibi. Na przestrzeni kilku miesięcy szybko się do siebie zbliżyłyśmy, więc nasza relacja uległa znacznej poprawie. Więcej rzeczy robimy razem, a co ważniejsze, coraz więcej wspólnych rozrywek sprawia nam radość.

Na dowód wzrostu zaangażowania psa we wspólne zajęcia, przedstawiam Wam dwa filmy. Pierwszy opublikowany został 7 września, drugi 26 listopada. Nie wiem jak źle musiało być we wrześniu, skoro smaczki nie były w stanie zwrócić uwagi Fibi... A na drugim filmie, niczym po metamorfozie, okazuje się, że smaczki do dobrej zabawywcale nie są potrzebne!



2. NAUKA PRZYWOŁANIA: ten punkt obejmował plany tak obszerne, że nie chcę ich streszczać. W skrócie: celem stało się odwołanie od najciekawszych zapaszków, czy psich i niepsich osobistości. Tym razem nie poszło nam tak dobrze, jak przy naprawie relacji. Dotarło do mnie, że terrier ma swoje ścieżki. Zrealizowałyśmy wszystkie planowane zagadnienia, tylko czasem pojawiają się z nich luki. Do tej pory czasem przegrywam z jakąś śmierdzącą kupą, ale nie zrażam się i próbuję dalej. :) Mianowicie, jeśli Fibi na jednym spacerze da się odwołać od psa, to na kolejnym pies może być ciekawszy ode mnie. Niestety jesteśmy jeszcze w fazie przekupywania smaczkami, bo gdy trzymam je w ręce, pies jest do mnie wręcz przyklejony. Ale i one czasem zawodzą! Wniosek - muszę stać się jeszcze bardziej atrakcyjna :) 

W tym miejscu warto też wspomnieć, że w końcu udało nam się zrealizować parę spacerów bez smyczy! :)



✔ PRACA NAD LĘKIEM podczas spotkania pies vs. pies: do tej pory Fibi stawała w miejscu na widok większego psa. W ciągu całego 2014 roku starałam się, by miała jak najwięcej okazji do przełamania tej bariery. Miałyśmy szczęście spotkać się z Natalią i Ginny w parku dla psów na Wilanowie. W połowie września zabrałam Fibi na zlot buldożków odbywający się na Fortach Bema. Wrzuciłam ją na głęboką wodę: przez parę minut znajdowałyśmy się w samym centrum masowej imprezy! Pozostałe dwie godziny spędziłyśmy szalejąc na tamtejszych ścieżkach, łączkach i wodach. To był wspaniały, choć obciążający psychicznie dzień. Pod koniec września wybrałam się jako fotograf na Dog Games Fall. Następnego dnia wróciłam tam z psem. Teren był duży i ogrodzony, nie było takiego ścisku jak na DCDC. Dzięki temu Fibi nie czuła się "osaczona" z każdej strony przez innego psa i z każdą godziną swobodniej spacerowała między innymi czworonogami. Ponadto teren dawał możliwość spuszczenia psa ze smyczy z dala od placów, na których startowali zawodnicy. Od tamtej pory zaczęłyśmy pracować nad tym intensywniej. :) Na początku października odwiedziłyśmy z Fibi Wrocław, gdzie pospacerowałyśmy trochę po parkach i Starówce. W połowie miesiąca wraz z Heaven odwiedziłyśmy wybieg przy ogrodzie Krasińskich oraz na warszawską Starówkę. W grudniu wybrałyśmy się na nasz pierwszy trening agility, gdzie westik spotkał gromadkę nowych psiaków. Przed Świętami Fibi spędziła 9 dni u Natalii, Tosi i Ginny, gdzie miała możliwość przyzwyczaić się do obecności dwóch małych psiaków. Koniec roku przypieczętowałyśmy spotkaniem z Zuzią i Jessie, a 2015 rozpoczęłyśmy spacerem z Jolą i Luką (suczką, która została adoptowana parę miesięcy temu ze schroniska w którym jestem foto-wolontariuszką).


przy okazji Dog Games Fall - pierwsze foty bez smyczy, jeszcze przy zupełnym nieposłuszeństwie psa... 



W efekcie tych wielomiesięcznych starań Fibi zachowuje się zupełnie inaczej w stosunku do napotkanych psów. Na spacerach rzadko zdarza jej się zaciągnąć ręczny na widok mniejszych psiaków. Większy problem jest z czworonogami znacznie ją przerastającymi. Nie ma problemu z psami wielkości borderów, ale mastiffy to już dla niej za dużo! Z resztą jest jednak w stanie się dogadać po uprzednim obwąchaniu i poznaniu nowego kolegi. Entuzjazmem reaguje tylko na sznaucery - wprost nie da się jej od nich odciągnąć...





Osiągnęłyśmy zatem wystarczające minimum i mogę powiedzieć, że odniosłyśmy kolejny sukces. Teraz będziemy pracować nad utrwaleniem efektu i przekonaniu się do większych psiaków.

✔ SZTUCZKI! Chciałyśmy wzorowo opanować podstawowe komendy: siad/połóż/wstań. Siad opanowałyśmy, leżeć tym bardziej. Fibi nauczyła się też leniwie podnosić z leżenia do siadu... Ale wstawanie idzie nam bardzo opornie - no bo jak to, trzeba podnosić ten kuper do góry?! To zbyt męczące, lepiej się położyć :) Trzymanie przedmiotów w pysku opanowałyśmy na tip top! Zwieńczeniem sukcesu było trzymanie w pysku pysznego, mięsnego, soczystego, pachnącego, nęcącego smaczka! Jesteśmy gotowe przenieść się na dwór. W trakcie uczenia psa krzyżowania łap Fibi musiała najpierw nauczyć się rozróżniać prawą i lewą łapę. Czasem jej wychodzi, czasem nie, czasem podaje obydwie. A masz człowieku sobie wybierz :) Samo krzyżowanie łap idzie nam dość opornie, ale wierzę, że małymi kroczkami zabrniemy do ideału. Wydaje mi się, że gdybyście zapytali Fibi jaką sztuczkę najchętniej wykonuje, odpowiedziałaby: cofanie się! Szura tyłkiem po ziemi z takim zaangażowaniem, że chyba kiedyś spróbuję to nagrać. :)


Skoro tak spodobała jej się sztuczka z cofaniem postanowiłam wykonywać z nią więcej ćwiczeń na świadomość tylnych łap. Próbowałyśmy z wchodzeniem na różne przedmioty, ale okazało się, że Fibi jest tak świadoma posiadania dwóch dodatkowych łap z tyłu, że aż omija leżącą za nią książkę :) Oprócz tego zaczęłyśmy bawić się dyskiem frisbee. Zainteresowanie jest, chęć do przeciągania jest, ale żeby terrier skakał po kawałek plastiku to chyba się musi cud wydarzyć... 

Tak czy siak, nauka tylu sztuczek sprawiła nam ogromną radość i tak jak planowałyśmy, naprawdę stała się motorem poprawy naszej relacji!

NA KONIEC obiecywałam zmienić coś w samej sobie. Udało mi się ograniczyć potok słów i tak dobierać słowa, by były dla psa jak najbardziej przejrzyste. "No co ty robisz", "nie tak, Fibi....", "no czego nie rozumiesz" i parę innych ograniczyłam do zwykłego "nie". "Siadaj tu", "no siadaj", "siadaj Fibi" ograniczyłam do "siad", a "waruj", "leżeć", "połóż się tu", "kładź się" do zwykłego "połóż". Nauczyłam się skracać sesje i kończyć w najlepszym momencie, dzięki czemu przy kolejnej Fibi ma jeszcze więcej zapału. Zdecydowanie przybyło mi cierpliwości i nie irytuję się na psa jak nie potrafi czegoś zrobić. Znacznie częściej irytuję się na siebie, szczególnie od momentu, w którym Fibi przez kilkanaście sekund utrzymała w pysku kuszącego smaczka. Sukces w nauce całkowicie nowej sztuczki dał mi do zrozumienia, że ten pies potrafi. Umie się zaangażować, starać się, myśleć nad tym co robi i dać z siebie jak najwięcej. To przewodnikowi zabrakło iskierki konsekwencji i wiedzy o tym, jak prawidłowo z psem pracować. Wniosek: to, że pies nie umie siadać na komendę, to wyłącznie moja wina.



A JA? Wyłączając już kwestie stricte psie, też uważam miniony rok za udany. Poznałam wielu fantastycznych ludzi wraz z ich psami. Rozpoczęłam przygodę z fotografią, powstał nawet mój własny fanpage. Zdecydowałam się na wykonywanie odpłatnych sesji czworonogów. Kupiłam dwa nowe obiektywy i wiele, wiele pierdół, które urozmaicają moje zdjęcia - tła, statywy, czy filtry. Sprawdziłam się w szyciu hand-made akcesoriów dla psów - Fibi posiada własnoręcznie dziergane szarpaki, komplet obroży wraz ze smyczą (niebawem do kolekcji dołączy nowy :)), a nawet widoczny na zdjęciu powyżej koziołek do obedience (ale posiadać koziołek nie oznacza używać go!).

Działo się dużo... i chyba wszystko wyszło nam na plus! :)

~ * ~

Obiecałam też wspomnieć coś o tym, co Fibi znalazła pod choinką 24 grudnia!
Zatem... prezentów dla Fibi było co nie miara. Jak już wspominałam, na początku grudnia odbyłyśmy z Fibi pierwszy trening agility. Była to doskonała okazja do sprawdzenia, czy w ogóle nadajemy się do jakiegoś sportu. Sprawdźcie, jak nam poszło!

Ponadto nasz arsenał zabawek wzbogacił się o dwie sztuki szarpaków-samoróbek. Jeden z nich powstał z mopa, amortyzatora i pianki, natomiast drugi z polaru oraz tenisowej piłki. Miał stanowić pierwszy mały kroczek w przekonywaniu Fibi do piłek, ale... w obydwu przypadkach psu bardziej podoba się taśma, niż mop czy piłka. Mimo to bardzo chętnie wiesza się na amortyzatorze, który zdecydowanie spełnia swoją rolę i mimo, że nie mam psa zabójcy - mniej się męczę przy zabawie.


Z racji uczulenia Fibi i jednoczesnej obecności kurczaka w każdym możliwym pokarmie, pierwotnie nie miałam w planach kupowania jej niczego do jedzenia. Niesprawdzony produkt mógłby być bolesny i nieprzyjemny w skutkach, a skończyłby się wizytą u weterynarza i tygodniowym leczeniu. Ale gdy weszłam do jednego ze sklepów i moim oczom ukazały się produkty firmy O'Canis, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie sprawdzić składu. Upewniwszy się, że producent gwarantuje 100% mięsa, do koszyka wrzuciłam dwa cygara z mięsa z bażanta i z dziczyzny. Pies chyba wydał werdykt nad 19-centymetrowym smaczkiem z dziczyzny wciągając go... w minutę. Efektów ubocznych charakterystycznych nawet dla śladowej ilości choćby tłuszczu z kurczaka... brak! :)


Drugiego dnia Świąt okazało się, że nie tylko ja wpadłam na pomysł zrobienia Fibi prezentu... i dostał pies zabawkę choć prostą, to cieszącą podwójnie. Naprawdę nie wiem co takiego jest w tej zwykłej piszczałce w kształcie młotka, ale Fibi od razu ją pokochała. I co dziwne, choć to gumowa zabawka do memłania, lubi się nią szarpać!


A na koniec coś, co wcale nie jest prezentem dla Fibi, ale to jej właśnie najbardziej się podoba: KAPCIE. Kapcie są super, bo są włochate. Przed takimi kapciami to można uciekać, można takie kapcie memłać, można je przyklepywać łapką z bananem na mordce. Można je pociągnąć i wyrwać kępkę włosków, można się do takich kapci podkradać... Z takimi kapciami można konie kraść ;)


SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Oby był jeszcze lepszy niż poprzedni!

I wypatrujcie posta z planami na 2015. 
Obiecuję, że będzie krótszy :)