Wyprawa na DCDC Wrocław 2015

01 czerwca 2015



W ostatni weekend maja wybrałyśmy się z Fibi na wyprawę do Wrocławia... z okazji zawodów DCDC. Trzydniowy wyjazd ujawnił kilka (dużych) niedociągnięć, ale i sukcesów. Jesteście ciekawi na czym poległyśmy, a w czym odnalazłyśmy sukces?


Zdjęcia mojego autorstwa z DCDC Wrocław 2015 znajdziesz na moim foto fanpejdżu.


 

 

PIĄTEK. Mimo, że zawody startowały dopiero w sobotę, w trasę ruszyłyśmy już w piątek. W samochodzie Fibi miała okazję spędzić pięć godzin w towarzystwie trzech innych psów. Przyjechałyśmy baaardzo późno, około 22:30 i pobiegłyśmy zakwaterować się w hotelu. Przez dwie noce dzieliłyśmy pokój z Karoliną i Javą, więc Fibi znów mogła oswoić się ze stałą obecnością innego psa.

Pokój wygodny, hotel (Ibis Budget) psiolubny, było gdzie siknąć, zlokalizowany bardzo blisko Parku Południowego, w którym toczyły się zawody. Choć kabinę prysznicową nieoddzieloną żadnymi drzwiami, przylepioną do ściany w pokoju (a nie np. w łazience), z przezroczystymi drzwiami (!) uważam za porażkę... Natomiast Państwu w recepcji o ile mogę wybaczyć brak wiedzy na temat nadchodzącego DCDC (nie każdy musi o tym wiedzieć), o tyle błędną odpowiedź na pytanie "gdzie jest Park Południowy?" ciężko darować...

SOBOTA. Wstałyśmy rano, by najpierw udać się na dłuższy spacer celem zmęczenia psa. Miałam nadzieję, że sprawi to, że Fibi nie będzie później szalała w Parku Południowym i wściekała się na biegające pieski, ale zdecydowanie się pomyliłam... Mimo, że spacer wyniósł 5km plus bieganie za piłeczką...

Zaszłyśmy do hotelu, wzięłam sprzęt foto, uzupełniłam zapasy wody i smaczków, po czym ruszyłyśmy na DCDC pooglądać i przede wszystkim fotografować występy. W między czasie poznałyśmy kilkoro naszych fanów (których jeszcze raz pozdrawiamy!), Fibi została wymiziana za dziesięciu. Był socjal z psami, z ludźmi, z dziećmi (dzieci to nie ludzie). I znów nakręcanie się na biegające psy.



Około 14:30 złapał nas deszcz, więc pomknęłyśmy na przerwę do hotelu. Fibi zaznaczyła swoją obecność potejtową abstrakcją na białej pościeli. Efekty możecie zobaczyć na fanpejdżu. Około 15:00 wróciłyśmy na DCDC. W tej części dnia Fibi okazała się być mniej uciążliwa i ze zmęczenia przysypiała przy samym polu... do momentu, aż w pole widzenia wszedł jej biegający pies.



 

NIEDZIELA. Pobudka, pakowanie do auta, oddanie karty do pokoju ii znów ruszamy! To był zdecydowanie spokojniejszy dzień. Postanowiłam, że użyję broni cięższego kalibru i wcisnę Fibi do transportera. Dzięki temu miałam chwilę dla siebie i aparatu. Pies z siedzenia w zamknięciu nie był już tak zadowolony, ale o tym zaraz!

W przerwach od nudnego Toss&Fetch wybierałyśmy się na spokojne spacery po parku i wylegiwanie się w słoneczku. Przy okazji poznałyśmy Amelię, Bado i Nuviego, za którymi Fibi mogła trochę pohasać - bez smyczy!

Około 17:00 zebrałyśmy się do domu w powiększonym gronie. Przez połowę drogi powrotnej w aucie spało aż sześć psów!




Na czym poległyśmy, a w czym osiągnęłyśmy sukces?

KONTROLOWANIE EMOCJI. Zdecydowany fail. To coś, nad czym musimy popracować i wypracować jak najszybciej. Fibi bardzo nakręca się na biegające psy i gdyby mogła, chętnie zdemolowałaby barierkę, wpadła na pole i rozwaliła każdemu zawodnikowi start w zawodach. Bo jak to inne pieski biegają, a ona nie? Jak to inne się szarpią, a ona nie?! Ona musi być w centrum, ona musi patrzeć, czuwać, być na bieżąco. Problem jest ogromny, ale mam już plan. Oby wypalił.

Z drugiej jednak strony, gdy odeszłyśmy trochę i położyłyśmy się w słońcu na kocyku, Fibi przysypiała i nie miała kłopotu z krzykami z pola startowego oddalonego o parędziesiąt metrów od nas. To dla mnie iskierka nadziei, bo wokół nas przechodziły inne psy i Fibi nie rwała do nich jak szalona, a jedynie stawiała uszy z zaciekawieniem. 

TRANSPORTER. Taka pół na pół porażka. Nasze małe treningi w transporterze ewidentnie pomogły, jeśli chodzi o nakręcanie się na dźwięki. Długie godziny puszczania psu treningów flyballowych na jutubie i oglądanie przy psie występów z DCDC i innych zapsionych miejsc przyniosły ewidentny rezultat. Dlatego w momencie, gdy na widowni wybuchał niepohamowany entuzjazm, Fibi nie reagowała szczekiem chcąc dowiedzieć się, co się dzieje. Fatalnie natomiast reaguje na moje wyjście z namiotu. No bo jak to nie ma mamy?! Zamknęli ją w jakimś ciemnym pomieszczeniu, a mamy brak! Trzeba szczekać! Trzeba lamentować! ...nad tym zdecydowanie musimy popracować.



ODWOŁYWANIE. Ogromny sukces. Jak na terriera, który ma wszystko w de, Fibi zaskoczyła mnie tak, że niemalże popłakałam się ze wzruszenia. Nie puszczałam jej luzem przy samym polu startowym, bo z pewnością znalazłaby się tam zanim zdążyłabym mrugnąć... Ale na polance zlokalizowanej niedaleko pola mogła sobie już swobodnie pohasać z innymi psami. Tak właśnie biegała z Bado i Nuvim od Amelii, kiedy postanowiła nagle pobiec do psa trenującego do swojego występu. Bo piesek biega, piesek się cieszy, jest tyle emocji, że trzeba tam biec! Na szczęście mój stanowczy głos przekonał ją i Fibi do mnie wróciła! Pokonała ten swój muszę-wiedzieć-co-się-dzieje stan i zawróciła do mamy! :D Niestety, za drugim razem nie poszło tak wesoło, ale przynajmniej nie musiałam podchodzić do niej i odciągać za obrożę - sama wróciła, gdy podeszłam trochę bliżej. Jest moc! Posłuszny terrier, coś takiego! Przed nami jeszcze dużo pracy, ale widzę CHOLERNIE. OGROMNY. POSTĘP! Potejto MYŚLI i Potejto stara się SŁUCHAĆ. Potejto-TERRIER!

INNE PSY. I tu znów sukces! Podróż w aucie z nawet pięcioma psami nie stanowiła dla niej tak ogromnego dyskomfortu, jak by to było jeszcze kilka miesięcy temu. Nie jest jeszcze idealnie, ale Fibi nie panikuje już tak bardzo, gdy kładzie się obok niej inny pies. Dwie noce spędzone z Javą także przeżyła. Na samym DCDC pod koniec drugiego dnia zachowywała się wobec innych psów nadzwyczajnie - jak na nią - dobrze, choć zdarzały się osobniki, do których podejść nie chciała. Podobnie na początku pierwszego dnia trzeba było ją trochę wypchnąć do przodu, żeby pokazać, że pieski nie są straszne.

Na DCDC Wrocław było zdecydowanie mniej widzów, niż na DCDC Warszawa, dlatego Fibi czuła się tam o wiele swobodniej, niż parę lat temu w Warszawie, gdzie nabawiła się strachu przed innymi psami. Jednak DCDC to wciąż impreza masowa (z pewnością bardziej, niż warszawsko-sopockie Dog Games), dlatego tym bardziej cieszę się, że Fibi tak dobrze się tu czuła.

SKUPIENIE. O dziwo, ogromny plus! Co prawda pracowałyśmy tylko na smaczki, ale gdy tylko chciałam skupić uwagę potejto, dokonywałam tego bez większego problemu. Przegrywałam tylko z biegającymi pieskami.

Z innych ciekawych nowości, Fibi pierwszego dnia nauczyła się obiegania przed wyrzuceniem zabawki. I kupiłyśmy prawdziwy dysk z nadzieją, że niebawem porzucimy naszego naleśniczka...


Podsumowując, przez raptem dwa i pół dnia wydarzyło się bardzo dużo, o paru rzeczach się dowiedziałyśmy, o paru się przekonałyśmy... Pomimo niektórych, kompletnych porażek, wyjazd uważam za bardzo udany! Bo przecież wyszło, że to, nad czym pracowałyśmy, faktycznie się poprawiło. Poległyśmy tylko na polach, w których w ogóle nie pracowałyśmy, a to chyba da się wybaczyć? :)

Za dwa tygodnie Dog Games. Ten czas z pewnością wykorzystamy na pracę nad niedociągnięciami!